Wilcze łapy ledwo dotykały powierzchni ziemi. Była niewidzialna:
cień nocy skutecznie ją ukrywał, a wysoka trawa bez wątpienia
pomagała jej w tym. I jeszcze ta krążąca wokół niej magia… Nikt,
zupełnie nikt nie byłby w stanie jej dostrzec, nawet, gdyby
wiedział, że Lyra przemierza te łąki.
Nie miała pojęcia gdzie jest, ani do czego chce dość. Jej łapy
mówiły: idź, więc szła. Mówiły: biegnij, więc biegła. Wędrówka jest
doświadczeniem, a nowe doświadczenia to nowa wiedza i nowe
umiejętności, dlatego nigdy się jej nie bała i podejmowała się jej,
jeśli tylko była w stanie.
Powiew wiatru… powiew wiatru i nowy zapach. Przystanęła, naprężyła
się i zaczęła węszyć. Sarny. Są tutaj, niedaleko. Od razu,
mimowolnie, poczuła skurcz w brzuchu. Mmm… one pewnie śpią, a o tak
łatwą zdobycz ciężko! Wiedziona instynktem zaczęła skradać się ku
ofiarom, idąc pod wiatr. Nie były w stanie jej ani zobaczy, ani
wyczuć, ani usłyszeć.
Po chwili je dostrzegła. Na łące, tuż pod lasem odpoczywało stado
składające się z sześciu dorosłych saren, jednego potężnego kozła
oraz trzech podrośniętych młodych. Gdyby wilki mogły się uśmiechać,
na pysku Lyry bez wątpienia pojawiłby się triumfalny uśmiech. Młody
kozioł był najbliżej, oddalony od reszty stada. Podeszła tak
blisko, na ile pozwalała jej trawa oraz bystre oczy czuwającego nad
wszystkim przywódcy stadka. Jednym susem doskoczyła do swojej ofiary i nim kozioł oraz reszta
stada zdążyła zareagować, leżał już martwy na ziemi. Lyra poczuła
smak krwi, jednak nim zabrała się za pożywianie, musiała załatwić
jeszcze jedną sprawę.
Przywódcza stada zbliżał się ku niej próbując odstraszyć samotną
waderę.
Lyra napięła wszystkie mięśnie. Jej uszy wysunięte były do przodu,
włos na jej grzbiecie zjeżył się, ogon poruszał się rytmicznie to w
prawo, to w lewo. Błysnęła biel wilczych zębów, a nocną ciszę
przeszyło warczenie.
Nie, ona tak łatwo swojej ofiary nie odda.
Jeleń również nie chciał puścić zabójczyni żywej, jednak Lyra
podskoczyła do jego nogi i wbiła mu ostre zęby w kość. Wystraszone
atakiem zwierzę cofnęło się. Lyra zwolniła uścisk. Stado uciekło, a
ona została sama ze swoją zwierzynom oraz z bólem w prawej,
przedniej nodze, którą niefortunnie postawiła.
Zaraz, zaraz… czy jest tu całkiem sama? Odwróciła się w stronę
swojej ofiary. Mały, brązowy szczeniak próbował zjeść jej łup!
Zirytowana Lyra doskoczyła do niej, ignorując ból w łapie. Zwierzak
odskoczył, wystraszony i skulił się w trawie, patrząc na starą
waderę przerażonym wzrokiem.
- Kto pozwolił ci dotykać nie twojej zdobyczy?!
Szczeniak nie odpowiedział.
- Gdzie twoja rodzina? – warknęła, rozglądając się za matką
szczeniaka.
- Ww… jaskini. – odparł maluch wysokim głosem. Dopiero teraz Lyra
zorientowała się, że to malutka wadera.
Lyre nie obchodziło gdzie ta jaskinia jest, bynajmniej nie w tej
chwili. Zabrała się do rozgryzania skóry kozła, przy okazji bacznie
obserwując skulone szczenię.
Gdy skończyła się posilać, mimo senności oraz rosnącego bólu
postanowiła dokończyć sprawę z małym złodziejem.
- Zaprowadź mnie do twoich. – rozkazała.
Mała wstała, trzęsąc się. Nie szli długo. Jeszcze przed świtem
doszły do zbioru kilku jaskiń. Szczeniak wszedł do jednej z nich,
Lyra kroczyła tuż za nią.
W jaskini dostrzegła dwie inne, młode wadery, jednak już wyraźnie
starsze od dziecka, które przyprowadziło do tego miejsca Fioletową.
- Wasze szczenię próbowało ukraść mi śniadanie – powiedziała
opanowanym, lecz nieprzyjemnym tonem.
***
Później wadery długo ze sobą rozmawiały. Ciężko przytoczyć całą
rozmowę, jednak na jej końcu Lyra wiedziała już jak sprawy się mają
w nowym stadzie założonym przez Reyven Blou, znała imiona
wszystkich wilków (w końcu aż tak wiele ich nie było) i postanowiła
zostać w nim przynajmniej na kilka dni, póki jej noga nie odzyska w
pełni sprawności. A później… później postanowi, co zrobi. Może
zostanie tu na dłużej? Albo, co bardziej prawdopodobne, wyruszy w
dalszą wędrówkę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz